niedziela, 10 listopada 2013

Be yourself

Moje życie? Pełne niespodzianek. Nigdy nie sądziłam, że będę czuć taką pustkę w sercu. Inni powiedzą przecież masz wszystko. Masz przyjaciół, znajomych, rodzine, pieniądze, cepło rodzinne. Czego chcieć więcej?  Nigdy nie sądziłam, że to się może stać. Że mogę się zakochać. Przecież to niedopuszczalne, powiedzą inni. Ale mnie nie obchodzą inni. Ja widzę tylko siebie i tylko swoje problemy. Nic więcej. Nic...Taka egoistyczna, chamska, bezczelna, arogancka i bez uczuć dziewczyna. Czyste zło. Nic więcej. Ależ to absurd, ponieważ to są plotki wyssane z palca. Co najlepsze ja dowiedziałam się tego od moich niby przyjaciół. Naprawdę jestem miła, koleżenska, przyjazna. A co najciekawsze kocham pomagać. Hmmm... Kolejny absurd? Skądże. To czysta prawda. Nienawidzę patrzeć gdy inni cierpią, wolę sama cierpieć, byle nie inni. Lepiej gdy cierpi jedna osoba-Ja, niż tysiące. Możnaby powiedzieć, że wybieram mniejsze zło. Hmmm... Dobre określenie. Mniejsze zło. Z pozoru chamska, bezczelna i arogancka osoba, ale taką stworzyli mnie ludzie. Nie znają prawdy. Bo gdyby się dowiedzieli to przecież zniszyło by mi moją cudowną, naganną reputacje. Ale ja już nie chcę być uważaną za tą złą, zimną sukę bez uczuć. Nie chcę. Ja chcę być osobą szanowaną, lubianą jaka jestem, a nie jaką chcą mnie inni. Chcę być sobą. Moja zmiana publiczna zawsze szła na marne. Powód? Inni powiedzą, że brak motywacji, ja powiem brak świadomości jak zareagują inni. Wcześniej wspomniałam, że nie obchodzą mnie inni. Moją negatywną postać to nie obchodzi. Moją prawdziwą osobę owszem. Ciągła zmiana. Publicznie osoba zimna, bez uczuć, wiecznie ubrana w ciemne barwy, po prostu zła. Prywatnie osoba ciepła, uczuciowa, czasami za bardzo, ale to nic, ubrana w żywe kolory czerwony, zielony, niebieski, żółty, fioletowy, różowy, po prostu każdy. Czyli prywatnie osobą dobrą jestem. Kocham zwierzęta. One są słodkie, puszyste, kochane, ale w mojej fałszywej ja nie mam takich słów. Nie ma. Musze to zmienić, po prostu muszę. Chcę pokazać wszystkim, że jestem inna, że jestem dobra! Musze...  Mam mnóstwo pomysłów na nowe jutro. Ale ja nie wiem od czego zacząć. Najlepiej od początku. Łatwo powiedzieć. Moje życie szło wiecznie pod górkę, lub staczało się na dno. Nigdy na szczycie. Chociaż nie! Moja negatywna postać jest fenomenalna. Wiecznie górą, nigdy dołem; wieczna wygrana, nigdy przegrana. Coś niesamowitego ile taka wymyślona osoba potrafi, aby przypodobać się innym. A ja, prawdziwa ja, nie potrafi wyjść na zakupy czy spacer z pieskiem, Tak mam pieska, ubrana na kolorowo? Może jestem zbyt słaba, może nie mam motywacji, może nie umiem powiedzieć stanowczego NIE. Zdecydowanie to ostanie. Nowe jutro rozpocznę już teraz. Zacznę od... Od wyrzucenia wszystkich, czarnych, wstrętnych, odrażających ubrań. Wory przygotowane. Musze wyjść. Ostanie spojrzenie w lutro. Idealnie. Nowa ja. Kolejną rzeczą, którą zrobię będzie pójście w bardzo zatłoczone miejsce na spacer z Bombiem- moim psem. Niech ludzie spojrzą na mnie jak na nowonarodzoną osobę, nie zobaczą jaka jestem na prawdę. Niech zobaczą prawdziwą ja. Bombi jesteśmy gotowe? Jesteśmy. Ja, pies, lustro. Wszystko na miejscu? Tak. Pociągniecie klamką i jestem na świerzym powietrzu. Bez obleśnych ubrań, tony makijażu i grymasem na twarzy. Ale w zamian uśmiech, szczery uśmiech, zwierzak i w drogę. Mijający mnie ludzie patrzyli z niedowierzaniem. Coś w stylu "To duch, czy podmieniona dziewczyna?". Może jestem nie rozumiana, może to inni są skomplikowani. Ależ oczywiście ja też jestem skomplikowana, bo przecież to ja, nie inni mają podwójną tożsamość. Ale to jest spowodowane tym, a raczej czym się znajduję. Ludzie są dziwny, ale ja zawsze wystawałam od innych. Byłam osobą bardziej egoistyczną, niż dotychczas. Ale koniec, to koniec z  podwójną ja. TO KONIEC!  I dziś tego dowiodę.  Spacerek po najbardziej znanym i zatłoczonym parku jakim jest Hyde Park w Londynie. Ludzie patrząc na mnie po raz kolejny mieli wyraz twarzy mówiący "Dobra zmiana, oby tak dalej", a na koniec szczery uśmiech. Bynajmniej zdawał sie szczery.
Czyli dobrze postąpiłam robiąc zmianę. Gdzie tam! Jaka zmiana ja po prostu pokazałam prawdziwe ja. W tym momencie jestem najszczęśliwszą osobą w całym wszechświecie. Nawet na mojeje twarzy zagościł uśmiech. Moi drodzy należy zawsze być sobą i wierzyć w swoje możliwości. Należy wierzyć...

~ Anonim.

sobota, 9 listopada 2013

Alone

Mieszkać samemu. Wiecie co to oznacza? To oznacza, że nie masz się do kogo odezwać; jedyną osobą, jesteś ty. Patrzysz w lustro i widzisz zagubioną, drobną 19-sto letnią dziewczynę. Ale są również zalety mieszkania samemu na takim odludziu. Odludziu? No tak mieszkam 134 kilometrów od Londynu, 19 kilometry od najbliższej wioski. Lubię usiąść na dużej huśtawce obok domu. Mam wtedy spokój, ciszę. Z resztą zawsze ją mam. W końcu mieszkam na odludziu. Zero ludzi. Czy się boję? Czasami, ale zawsze jest przy mnie mój piesek. Larry (mój pies) jest czarnym owczarkiem francuskim.
Co prawda jest wielki i straszny, ale to tylko pozory. Na prawdę jest miły, opiekuńczy w stosunku do mnie i nie za bardzo lubi obcych. Kocham Larry'ego, nie dlatego, że nie mam kogo, tylko on jest jaki jest i go kocham. Trudno powiedzieć za co go kocham. Mieszkam w domku jednorodzinnym z ogromnym ogrodem, który jest oddzielony wysokim płotem. Tak dla bezpieczeństwa.
Tego wieczoru, jak każdego, usiadłam na huśtawce, znajdującej się przy drzwiach frontowych. Larry jak zawsze latał po ogrodzie. Po mojej prawej, jak i lewej, stronie znajdują się dwie pochodnie, które dają średnie oświetlenie. Wokół mnie było już całkowicie ciemno. Widać było tylko dwa płomyki, księżyc oraz mnóstwo gwiazd. Kocham takie nocne przesiadywanie na dworze. Jest lato, więc jest w miarę ciepło, aby siedzieć w krótkim rękawku. Mam mnóstwo czasu dla siebie, dla psa, na wszystko. Nie pracuję. Nie studiuję. Skończyłam liceum i jest mi dobrze. Rodzice mieszkający w Londynie opłacają dom oraz wysyłają mi pieniądze na utrzymanie. Oni są bogaci. Mają tylko jedną córkę- mnie, którą zostawili w Preangston (moje malutkie miasteczko) wyjeżdżając do stolicy Wielkiej Brytanii. Pewnie dziwicie się dlaczego nie pojechałam z nimi. Otóż nigdy nie ciągnęło mnie do dużych miast, wolę ciszę, spokój. Z resztą mam wartość sentymentalną do tego domku. Kocham tu przebywać. Czuć tutaj takie magiczną atmosferę.Nic nie jest normalne, wszystko jest nadzwyczajne.
Siedziałam po turecku na huśtawce, śpiewając piosenki. Kiedyś chodziłam na zajęcia wokalne, ale przestałam. Zawołałam Larry'ego aby poszedł sprawdzić co się dzieje koło bramy. Usłyszałam szmery i odgłosy. Mój pies jest bardzo mądry, nie lubi obcych, więc jeśli ktoś tam będzie on zaszczeka. Zaszczekał. O kurcze. Zerknęłam w tamtą stronę, ale nic nie widziałam. Ktoś mnie widział, na pewno, oświetlały mnie pochodnie, a ich nie. Zabrałam moją latarkę, włączyłam ją i poszłam sprawdzić kto to. Stanąwszy przy bramie, zawołałam Larry'ego, który w mgnieniu oka znalazł się koło mojej prawej nogi.
-Hallo. Jest tu ktoś?- spytałam
- My- odpowiedziało kilku chłopaków. Skierowałam latarką w stronę głosów. Jeden, dwa, trzy, jeszcze raz, jeden, dwa, trzy, cztery i pięć. Pięciu chłopaków, mniej więcej w moim wieku stało po drugie stronie bramy.
-Kim jesteście i co tu robicie?- spytałam nie odrywając latarki od chłopaków.
-Możemy wejść? Auto nam się zepsuło- pokazał za siebie chłopak o blond włosach- Jest ciemno- prosił. Zastanawiałam się przez chwilę.Już otwierałam usta aby odmówić, ale wtedy przemówił boski chłopak z boskim uśmiechem:
- Nic ci nie zrobimy. Porozmawiajmy. W środku. Tu jest niebezpiecznie.- Otwierałam powoli bramę i przypomniałam sobie o Larry'm
-Uważajcie naaaa- przerwałam, gdyż mój piesek skoczył na chłopaka, który do tych czas się nie odzywał.- Larry'ego. Mojego psa- Dokończyłam cichutko. Odciągnąwszy owczarka od biednego chłopaka, podałam mu rękę do pomocy. Chwycił ją i zgrabnie wstał. Reszta patrzyła ze zdziwieniem. Bynajmniej tak mi się zdawało, bo nic nie widziałam.
-Larry na miejsce!- rozkazałam, ponieważ wchodził do domu. Normalnie to bym go wpuściła, ale mam gości. To i tak cud, że nie szczekał lub co gorsza pogryzł. Chłopcy w milczeniu szli przez korytarz, który prowadził do salonu jak i kuchni. Poprosiłam aby usiedli, a ja nalałam soku do szklanek.
- To co wy tu robicie? -spytałam i już miałam zamiar zadać kolejne pytanie, ale moja kultura osobista wymaga dopracowania. - Nazywam się Sheila. Sheila Collins- Podałam rękę pierwszemu chłopakowi o blond włosach.
- Niall. Miło mi- "mi również" odpowiadałam każdemu. Drugi miał ekstra loki. Zaraz to ten z boskim uśmiechem.
- Harry.
Kolejny miał czarne włosy postawione na lakier. Był mulatem
- Zayn
Teraz spojrzałam na chłopaka, na którego skoczył Larry.
- Liam jestem
- Louis. Możesz mi mówić Lou-powiedział "Lou". Chociaż rozmowny jest.
- To skoro się poznaliśmy to mam kilka pytań. Co tu robicie?- spytałam upijają łyk soku marchwiowo- bananowego
- Właśnie wracaliśmy z wycieczki i łubu dubu, auto stanęło. Czyli się zepsuło.- powiedział Louis- I myśleliśmy, że będziemy skazani na noc w samochodzie, ale wtedy usłyszeliśmy twój śpiew- upił trochę ze szklanki- mój ulubiony marchewkowy. I światła, więc pomyśleliśmy, że byś nam pomogła.- wyjaśnił
- Zasięgu nie było i nie mieliśmy jak zadzwonić po pomoc.- wyrwał się Harry i napił się soku.- Bananowy mój ulubiony.- Ja nie wiem co oni mają z tym "... mój ulubiony" to trochę denerwujące.
-Ummm... Okej, a na czym ma polegać moja pomoc?
- Przenocowałabyś nas na noc?- spytał Liam, po czym kontynuował- Zapłacimy za wszystko. Proszę.
-Prooooosimyyyy- błagali wszyscy.
-W sumie to mam dwa pokoje wolne to...- przerwały mi krzyki i tańcze radości gości.- Ale wyjeżdżacie jutro, tak?
- No tak jak nadjedzie pomoc lub menadżer zacznie nas szukać
- Okej. Jaki menadżer? Macie menadżera?- jaki szok. Oni mają menadżera.
- No nasz. Jesteśmy zespołem.- mruknął Harry
-To kim wy jesteście?!- wstałam ze zdziwienia, gdyż nie wiedziałam z kim mam do czynienia. Dobrze, że chociaż wiem jak mają na imię i ich nie mylę. Z resztą to łatwe, każdy z nich ma coś szczególnego i innego w sobie. Np: Harry- loki, Niall- blondyn, Zayn- czarne włoski, Liam- króciutkie, i Lou- średnie włosy z grzywką opadającą na czoło. Łatwe
-Huh... Cóż... Jakby ci to powiedzieć...- przeciągał jak najdłużej się dało Liam, bynajmniej tak mi się zdawało.
- Do rzeczy!- uniosłam się nadal stojąc i patrzą każdemu w oczy.
- Jesteśmy najpopularniejszym boysbandem na ziemi- wyrwał się Harry bardzo szybko.
- Cooo?- ze zdziwienia przeciągnęłam literkę "o".
- Jesteśmy One Direction- Zayn patrzył jakby wyczekiwał potwierdzenia- Brytyjsko- Irlandzki zespół? X-Facor? Nic?- pytał, a ja kręciłam głową. Nie, że jestem opóźniona czy coś. Mam tu zasięg, internet, a nawet najnowszego I phona 5. Ale ja słucham raczej Amy Whinehouse, Justina Timberlake, Coldplay i czasami posłucham hip-hopu czy rapu, ale nie One Direction czy Justina Biebera. Szanuję inną muzykę. Ale szanuję nie znaczy, że lubię.
- Na serio was nie znam, ale skoro jesteście jakimiś kurcze gwiazdami to czemu nie wezwiecie pomocy albo coś?- podrapałam się po głowie, oczekując odpowiedzi, ale nic. Nikt nie odpowiedział.- Dobra! Macie coś na przebranie? Mam trzy wolne pokoje. Macie się pomieścić i niczego nie rozwalić- ostrzegłam poważnym tonem i wskazywałam na każdego palcem.- Zrozumiano?
-Ymm... Tak.
- Idźcie po ciuchy, albo nie pójdę z wami. Larry jest na dworze.
- Na serio nazwałaś psa Larry?- zapytał rozbawiony Harry.
- Co w tym śmiesznego? Kupiłam go po wyprowadzce moich rodziców i nazwałam go "La" bo Lana- imię mojej mamy i "rry" bo Gerry imię taty.- wytłumaczyłam
- Bo niektórzy wymyślili bromance Larry'ego. Czyli Harry+ Louis= Larry. Mówią, że to geje itd. Rozumiesz?- kiwnęłam na pytanie Niall'a.
- Uwaga pies- ostrzegłam i otworzyłam drzwi, za którymi stał piesek, mój kochany. Zgadnijcie co się stało. Larry skoczył znowu na Liama i zaczął go lizać. Mój owczarek, ten który nie lubi obcych polubił piątkę chłopaków? Nie możliwe. Złapałam za obrożę Larry'ego, zaczęłam ciągnąć aby pies oderwał się od chłopaka i mógł wstać i wpadłam na Harry'ego, upadają usiadłam na jego kolanach, a on ja podłodze. Odruchowo spłonęłam rumieńcami i automatycznie wstałam z przepraszającą miną.
-Ładnie się rumienisz- wymamrotał ledwie słyszalnie Loczuś, na co ja zareagowałam jeszcze większą ilością czerwonego koloru na policzkach. Tooo byłooo dziiiwne. Przez resztę drogi rozmawialiśmy tak zręcznie i z taką lekkością jakbyśmy byli przyjaciółmi od piaskownicy. Mogę mieć takie odczucie, bo dawno z nikim nie rozmawiałam. Nie licząc, męczących rozmów z rodzicami i z Larry'm, który nigdy nie odpowiada. Zespół zabrał swoje bagaże i podążyli za mną. Pokazałam im ich pokoje i dwie łazienki do ich dyspozycji. Ja oczywiście miałam swoją. Trochę dziwnie mi gościć nieznajome mi gwiazdy w moim domu. No, ale cóż ryzyk fizyk. Chcę się ich jak najszybciej pozbyć. Nie chcę się do nich przywiązać czy coś, ale ja na prawdę nie chcę tęsknić za nimi. Umyta usiadłam w salonie i oglądałam TV dopóki chłopcy tu nie wpadli i nie narobili chaosu. Jak ja dawno nie słyszałam takiego głośnego dźwięku. Zawsze jakaś odmiana.
- Chłopcy co macie zamiar robić przez resztę wieczoru?- patrzyłam na nich wyczekując odpowiedzi.
- Chyba spać- zawahał się z odpowiedzią Loczuś
- Co powiecie na jakieś głupie zabawy i zadania? -zaproponowałam. Dawno czegoś szalonego nie robiłam.
- Ej. Co ty?! Szaleju się najadłaś czy jak?- wyrwał się z odpowiedzą Zayn.- Jesteśmy osobami publicznymi. Musimy uważać na to co robimy.
- Jasne. Na takim zadupiu jest full paparazzi i fotoreporterów- sarkazm przesiąkł każde moje słowo, co chyba dało im do myślenia. - To co?
- Dobra. To co najpierw odwalamy? Jakieś pomysły?- wzrok Niall'a przebiegał po twarzy każdego obecnego, a nawet mojego Larry'ego.
- Zagrajmy w chowanego!- krzykną uradowany Curly. Przejechałam po buźkach reszty chcąc odczytać ich reakcje. Zdawali się być zadowoleni propozycją. Więc czemu ja nie? Mam zamiar poczuć się jak dziecko. Dziecko, którego szukają rodzice, którzy bawią się z nim w chowanego, które jest ukryte w szafie.
-WCHODZĘ TO! - Uradowałam się.- Chodźcie pokarzę wam, gdzie można, a gdzie nie. Najpierw pokazałam im dom. Miejsca zakazane to: mój pokój, moja łazienka, garaż i strych. Reszta jest dozwolona. I na dworze też się nie chowamy. Pierwsza ja szukałam pochowali się tak jakby nigdy w to nie grali. Mimo iż była 1 am to nie byłam zmęczona i chłopaki też. Wracając, cóż schowali się tradycyjnie w szafie, za pralką czy po łóżkiem. Nie umieją się schować. Kiedy szukał Louis szybko pobiegłam do mojej garderoby obok mojego pokoju. Chciałam się schować we wnęce za ubraniami. Wpadłam w dziurę i zdziwiłam się. Harry tam był, ale to nie zmienia faktu, że się tam schowam.
- Harry?! Co ty tu robisz?- mówiłam szeptem- Harry! To moja kryjówka, wynoś się z tond!- uśmiechnęłam się dumnie, że Harry miał zamiar wyjść z MOJEJ kryjówki. Wywnioskowałam to z tego, że się poruszył. Ale się myliłam. On przybliżył swoją twarz do mojej i mnie pocałował. Na początku nieśmiele, ale jego usta były zniewalające. Jego usta miękkie i czerwoniutkie. Pogłębiłam pocałunek, chcąc więcej. Gdy dołączyliśmy do tego nasze języki, jego ręce objęły mnie w pasie, a ja zarzuciłam niedbale ręce na ramionach Harry'ego. Loczuś na początku smakował miętą, ale później już tylko sobą. Właśnie posmakowałam Harry'ego Styles'a z One Direction, tego sławnego i cudnego jak dla innych dziewczyn, ale dla mnie Curly był zwykłym chłopakiem poznanym kilka godzin temu. Tak dawno się nie całowałam, że gdy się oderwaliśmy od siebie zawstydziłam się zakrywając głowę włosami. A co jeśli nie umiem się całować? A co jeśli on to zrobił, żeby mnie zamknąć i zachować MOJĄ kryjówkę?
- Przestań myśleć co jeśli, bo tego nie powtórzę- zagroził. Ale skąd on wie, że ja myślałam "co jeśli.."? To może być telepatia.
- Spoko- odparłam niechlujnie i tym razem to ja wbiłam się w jego usta. Kocham smak Hazzy, jest taki niebiański. Ta chwila trwała wieczność, ale tylko dla nas.
- O mój boże!!!- wyrwał nas krzyk Louis'a, na co my odskoczyliśmy od siebie w trybie natychmiastowym.- Chłopacy!! Sheila jest nago!- zawołał, a ja rypłam go ręką w tył głowy. Chłopacy patrzyli ze znudzeniem na naszą trójkę.
- Co zrobili?- wyrwał nas z niezręcznej ciszy Zayn.
- To zaraz.- Lou złapał nas za ręce ciągnąc do salonu.- On wam powiedzą- mruknął kiwając głowę w naszą stronę. To mówicie co zrobiliście!
- Nic- mruknęłam z niechęcią. A Curly patrzył się przed siebie gdzie była beżowa ściana.
- Dobra skoro wy nie chcecie im powiedzieć, to- zawahał się- To ja im powiem. Gdy skończył mówić wszyscy patrzyli raz na mnie raz na Harry'ego z otwartą buzią. Wyraźnie byli zdziwieni sytuacją.
- Harry! Do jasnej cholery! Dlaczego ją pocałowałeś?- domagał się odpowiedzi Liam, ale jej nie dostał, ten tylko wzruszył ramionami.- Odpowiedz!
Ni zero odpowiedzi. Loczek przelotnie popatrzył się na mnie i po chłopakach, po czym jego twarz już nie była obojętna tylko zdenerwowana i tylko zawiedziona. Jak on mógł czuć się zawiedziony w tym właśnie momencie? Jak ja się czułam? Byłam zażenowana tą sytuacją. Bardzo zażenowana.
- Harry do kurwy nędzy! Jak mogłeś? Może powiedz mi, że chciałeś ją przelecieć?- wskazał na mnie. Oczywiście tym momencie chciałam zabić Zayn'a za to co powiedział. Zamknęłam oczy, policzyłam do 10 i wyobraziłam sobie coś przyjemnego. Udało się, uspokoiłam się.- A ty Sheila? Jak mogłaś? Dobrze wiedziałaś kim jesteśmy. Nie możemy całować się z byle kim, nie możemy zmieniać dziewczyn kiedy nam się podoba! Zrozum kurwa.- nie no po tym co mulat powiedział złość ogarnęła całe moje ciało. To bolało. To bolało jak Zayn to powiedział.
- Jesteście jak każdy inni chłopcy! Normalni, tylko tyle, że wie o was cały świat.Najpierw mówisz, że jestem nikim, a później, że jestem dziewczyną! Kurwa zdecyduj się!- wstałam i pozwoliłam mojej całej frustracji wypłynąć na wierzch. - To był tylko pocałunek, nic więcej. Nikt się nie dowie!
- Ale tu nie o to chodzi! Tu chodzi o ciebie!- że co proszę?! O mnie? Wiem, że to ja brałam udział w głupim pocałunku,ale żeby zganiać na mnie całą winę?!- Tu chodzi o to, że Harry on ciebie w sobie rozkocha i cię zostawi. - skrzywiłam twarz. Nawet nie pomyślałam o tym, że mogłabym być częścią Harry'ego. Że mogłabym być z nim.- Przecież wiesz, że jutro rano wyjeżdżamy. Już się nigdy nie zobaczymy. Harry nawet nie wie co to miłość!- syknął Louis. Nagle Harry wstał widać było, że się cały gotował ze złości. To jest nie sprawiedliwe.
- Nie możecie mną kierować, mam mózg i umiem z niego korzystać. Każdy popełnia błędy. KAŻDY!- w końcu zaczął się bronić. W końcu. Że niby jestem najmłodszy to nie oznacza, że nie wiem co to miłość. "Miłość jest wtedy kiedy dajesz z siebie wszystko by sprawić aby druga osoba się uśmiechnęła.Miłość jest wtedy kiedy zrobisz wszystko aby upewnić się,że druga osoba jest szczęśliwa. Miłość jest wtedy kiedy robisz najprostsze rzeczy tylko po to żeby spędzić trochę czasu ze swoim partnerem. Miłość jest tam, gdzie zaryzykujesz wszystko, aby z kimś być"*- wypowiedział te słowa patrząc na mnie, prosto w moje oczy. Byłam dumna z niego, z tego co powiedział. Czy on właśnie przyznał, że mnie kocha? Nie to jest nie możliwe. Sheila za dużo romantycznych filmów pomyślałam.
- Woooow- powiedzieliśmy przeciągając literkę "o"- Ja.. ja nie wiedziałem- jąkał się Louis.- Przepraszam za to. Po prostu dbamy o ciebie. W was.
- Tak przepraszam- zwrócił się do mnie i Harry'ego Zayn i Liam. Wszyscy patrzyli na Niall'a, który nie odezwał się ani słowem. Tylko patrzył na nas z zdezorientowaną miną.
- No co?- wzruszył ramionami- Ja nikogo nie będę przepraszał, bo nikogo nie obraziłem, ale...- zwrócił się do Curly'ego- Wow, to było boskie. Wiesz to z tą miłością. Wiesz, o co mi chodzi?- chłopak powiał głową chcą się jak najszybciej znaleźć w łóżku. W sumie miał racje. Nic nie powiedział i jako jedyny był neutralny. Nie był po niczyjej stronie.
- Sheila, Harry brawo za wytrzymanie wszystkich tych oskarżeń i utrzymanie spokoju. Ja bym tak nie dał rady. - poklepał lokowatego po ramieniu a mnie przytulił.- Idę spać.- oznajmił, po czym wyszedł, a zanim Liam, Louis i Zayn. Harry został. Czyli będzie poważna nocna rozmowa dla nas. Spuściłam głowę nie chcą patrzeć mu w oczy.
- Sheila?- spytał Hazz.
- Huh?- podniosłam głowę, ale dalej unikałam intensywnego spojrzenia chłopaka.
- Bo ten tego. Czy ten pocałunek coś dla ciebie znaczył?
- Ja... ja nie- zacisnęłam usta- Nie wiem. Czułam się wręcz idealnie, ale... Harry? A dla ciebie?
- Tak, ale to nie przetrwa, ja jutro wyjeżdżam. Louis miał rację, jutro wyjeżdżamy. Przepraszam.- przytulił mnie i wyszedł do siebie.

~*~
Obudziłam się po godzinie 1 pm. O boże ile można spać? Ale to mnie nie interesowało tak bardzo jak to czy chłopcy jeszcze są. Jeśli oni pojechali bez pożegnania? Błagam tylko nie to. Szybko wyskoczyłam z łóżka, nie zwracając uwagi na to jak wyglądam. Miałam to gdzieś. Po raz pierwszy tak mocno się zżyłam z kimś kogo znałam nie całą dobę. Wbiegłam do pierwszego pokoju. Zamknęłam oczy i powoli otwierałam drzwi. Kiedy je otworzyłam zaczęłam delikatnie i bardzo powoli otwierać oczy. Nie było ich. Nie błagam. Wpadałam do drugiego pokoju. Nikogo nie było. Nikogo. Znowu poczułam się samotna. No może nie samotna, ale taka, taka zagubiona. Cisza ogarnęła moje uczy. Nic nie słyszałam. Cisza. Kiedyś mi to nie przeszkadzało, ale to się zmieniło, kiedy pojawili się oni. Wczoraj około godziny 11 pm poznałam chłopców, którzy zmienili moje życie. Zdałam sobie sprawę., że oni pokazali mi co znaczy żyć. Że trzeba żyć chwilą. Pokazali mi jak bardzo moje życie było nudne. Kiedy napawałam się cichą i spokojną okolicą, oni żyli pełnią życia. To dzięki im otworzyłam oczy na świat.

~*~
Bez perspektywy.

Dni mijały, tygodnie i miesiące a piękna brunetka popadała w depresję. Nie miała nikogo. A Larry? On zdechł. Ten pies był jedyną żywą duszą po za Sheilą w tym domu. Dziewczyna chciała pojechać do Harry'ego. Chciała go dotknąć, chciała chociaż go zobaczyć. Ale to było niewykonalne. Przecież mogła wsiąść do auta i pojechać w poszukiwania. W poszukiwania Jego. Ale czy to była takie trudne? Dla tej dziewczyny tak. Ona zawarła kontrakt z Domem. Pomyślicie jaki kontrakt i to jeszcze z Domem. Otóż. Pewnego felernego dnia jej rodzice, Lana i Gerry, zachorowali. Poważnie zachorowali. Nie było ratunku dla nich, tego znanego dla ludzi. Był tylko jeden. Dom musiał się żywić. Ludzkimi duszami. Podpisywał kontrakty z ludzi, którzy w nim zamieszkiwali. Ale nie z każdym. Sheila była załamana chorobą rodziców. Błagała, modliła się wszystko co by pomogło uratować jej rodzicom. I w tym momencie pojawił się Dom. On uzdrowi Lanę i Gerryego, w zamian za dwie rzeczy. Pierwsza: Oddasz swoją duszę na zawsze. Druga: Nigdy stąd nie wyjedziesz, nigdy nie wyjdziesz po za ogrodzenie Domu. Ale zawsze jest jakieś wyjście z tego. W tym przypadku Sheila musiała znaleźć tego Jedynego, który musiał odwzajemniać jej uczucia. Brunetka złożyła podpis krwią na białym papierze z wyblakłymi czarnymi literkami. Była w stanie oddać wszystko aby rodzice żyli. I tak się stało, Lana i Gerry żyli, a ona była szczęśliwa. Do czasu. Jej rodzice chcieli wyprowadzić się z domu. Razem z nią się wyprowadzić. Ale ona nie mogła. Została w tym Domu. Dopasowała się do zasad panujących w Domu, nauczyła się w nim żyć. Ale w tedy pojawili się Oni. Piątka chłopców z One Direction. Jeden z nich okazał się być tym jedynym. Ale pytanie: Czy on ją kocha? Sheila go kocha. On jest jej jedyną deską ratunku, aby wyrwać się z tego ponurego miejsca. Starała się żyć jak dawniej i nawet jej to wychodziło. Tyle, że uśmiech już nie gościł na jej twarzy, już nie była radosną, uśmiechniętą i optymistyczną dziewczyną jak dawniej. Teraz była ponura, zamknięta w sobie (nawet nie miała dla kogo się otwierać) i pesymistyczna.

Chłopak z najpopularniejszego zespołu był załamany. Wspomnienia z tą dziewczyną zabijały go od środka. Desperacko pragnął ją dotknąć. Funkcjonował w miarę normalnie. Był dumny z siebie, że tak dobrze umie grać. Pewnego dnia chłopcy zauważyli płaczącego Harry'ego. Zainterweniowali. Chcieli się dowiedzieć co się stało, co jest nie tak. Ale chłopak odpowiadał zawsze Dziewczyna. Nie mógł więcej wypowiedzieć na temat tej pięknej brunetki o szmaragdowych oczach. Te wspomnienia mimo, iż były cudowne, nie chciał ich przywoływać. Wtedy miał ochotę uciec i pojechać jej szukać. Mógłby to zrobić, ale nie wiedział jak. Teraz gdy go przyłapali na płakaniu mógł razem z nimi szukać jej. Z trudem opowiedział im, czego potrzebuje. On potrzebuje Jej, tak samo jak Ona potrzebuje Jego. Poszukiwania trwały. A raczej podróż do Jej Domu. Dwu godzinna podróż minęła nie ciekawie i niezręcznie. Nikt nie chciał zacząć mówić. Był już przy bramie. Ona znowu siedziała na huśtawce przy budynku. Zawołał ją. Oszołomiona Sheila pobiegła do niego. Chciała otworzyć bramę i go wpuścić, ale brama ani drgnęła. Usłyszała szept, ten sam, co kiedyś. To był szept Domu Nigdzie nie wyjdziesz,a on tu nie wejdzie. Tkwisz tu na zawsze. Buhahahahaha. Złowieszczy śmiech Domu rozniósł się w jej głowie. Dziewczyna zbladła. Uklękła nie chcąc zemdleć. Chłopcy zaczęli krzyczeć co się dzieje, dlaczego nie mogą wejść. Próbowali przejść przez płot, ale wtedy Dom utworzył niewidzialną tarczę przez która nikt nie mógł wejść. Dom przeczuł, że chłopak o brązowych włosach o imieniu Harry jest tym Jedynym. Jest dla Sheili rycerzem, który przybył jej na pomoc. Oni potrzebowali siebie. Chcieli przebywać w swoich objęciach przez 24/7. Oni byli stworzeni dla siebie. Nagle dziewczyna zaczęła się trząść i krzyczeć, żeby ktoś ją zostawił. Oboje, mając łzy w oczach wypowiedzieli te piękne dwa słowa Kocham Cię. Wtedy Dom przestał działać. Tarcza zniknęła. Sheila przestała odczuwać ból, a chłopcy podbiegli do niej i próbowali ją postawić na nogi. Bez wahania Harry objął Sheilę i ją pocałował. To był najdelikatniejszy pocałunek w ich życiu. To było jak całowanie bańki mydlanej, tak aby nie pękła. Oby dwoje czuli pełność. Czuli siebie nawzajem. Czuli miłość.


* To jest fragment Danger'a

Witam

Cześć nazywam się Alex ma 14 lat. Znajdziecie mnie na Twitterze, Tumblrze i na gg (33789157)


 Dlaczego założyłam bloga? Chciałabym z wami podzielić się moimi imaginami o One Direction, Justinie Bieberze. Właściwie to mogę spróbować pisać z kim zapragniecie. Od was zależy xD Możecie podawać pomysły, wyrażać opinie o imaginach. Mam mnóstwo pomysł, trochę mniej czasu, ale jeśli kogoś będą interesowały moje pracy postaram się dodawać częściej. Komentarze motywują pamiętajcie o tym :)